Piłkarze "Zielonych" za dwa tygodnie wznowią rozgrywki w trzeciej lidze. Po pierwszej części sezonu zajmują trzecie miejsce w tabeli ze stratą trzech punktów do lidera, Sokoła Kleczew. W sobotę rozegrają ostatni zimowy sparing, ich rywalem będzie Cuiavia
Inowrocław.
Damian Smyk: Nie wydaje się panu, że to patologiczna sytuacja, iż przez ponad cztery miesiące kluby trzecioligowe w ogóle nie grają o punkty?
Tomasz Bekas: - To jest problem naszej piłki, oprócz ekstraklasy, bo oni kończą grać w grudniu i zaczynają w lutym. Taka jest nasza sytuacja geograficzna i ratujemy się tak, jak możemy. Drugi rok z rzędu zima jest bardzo łaskawa i możemy trenować na sztucznych boiskach, ale w tym czasie Europa nam ucieka. W Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemczech i we Włoszech w tym okresie normalnie grają.
Ratunkiem dla Warty jest możliwość gry na sztucznej płycie przy Bułgarskiej.
- No tak, tylko trzeba pamiętać, że półtorej godziny na tym boisku kosztuje nas około 400 złotych. A wiadomo, że dzisiaj w Warcie każdą złotówkę ogląda się dwa razy. Chcemy to jak najszybciej odbudować, ale niech ten projekt ma ręce i nogi. Treningi i sparingi na wynajmowanej sztucznej płycie generują kolejne koszty. A tych meczów zimą zagraliśmy całkiem sporo. To, co sobie założyliśmy w tym okresie, zrealizowaliśmy w stu procentach. Pozwoliła nam na to pogoda, bo śniegu właściwie nie było.
Jeszcze przed okresem przygotowawczym mówił pan, że po to gracie z silnymi rywalami, żeby sprawdzić się przed ewentualnymi barażami o awans do II ligi. Wynik pokazują, że próby wypadły nadzwyczaj pozytywnie.
- Udało nam się zorganizować dwa mecze towarzyskie z pierwszoligowcami. Przegrywaliśmy mecze tylko z rywalami, którzy byli od nas o wiele silniejsi. Zagłębie Lubin jest głównym kandydatem do awansu do ekstraklasy, a Dolcan
Ząbki to też nie jest słaby zespół. Przeciwko Zagłębiu nasza grała wyglądała naprawdę dobrze, ale później chwila dekoncentracji i tracimy dwa gole po rzutach karnych. Z kolei z Dolcanem straciliśmy bramkę dopiero w 85. minucie. Oczywiście nie przywiązuję wielkiej uwagi do wyników, ale rzecz jasna przyjemniej jest wygrywać. To był jednak dla nas ciekawy test - zobaczyć, jak zawodnicy reagują wtedy, gdy to rywal prowadzi grę i jesteśmy zmuszeni do głębokiej defensywy. Cieszę się, że zagraliśmy z rezerwami Legią
Warszawa i Formacją Port Mostki, która jest liderem swojej grupy w III lidze. Oba te mecze wygraliśmy i nasza gra napawała optymizmem.
Pan jest zadowolony z tej obecnej kadry Warty Poznań? Nikt ważny dla was nie odszedł, a w zespole pojawiły się nowe twarze.
- Od wiosny są nami Bartek Pawłowski, Marcin Gałowski, Adam Durowicz. Wymienialiśmy właściwie ogniwo za ogniwo. Uzupełniliśmy kadrę o piłkarzy na te pozycje, które latem zajęli zawodnicy z zespołu juniorskiego. Ci młodzi mają "emkę" przy nazwisku w protokole meczowym, a to ich duży atut, bo pamiętajmy, że w III lidze na boisku musi przebywać jednocześnie dwójka młodzieżowców.
Trenował z wami Daiji Kimura, ale dość szybko przerwaliście jego testy w zespole. Nie przekonał pana?
- Wydaje mi się, że nie pasował do tego zespołu charakterologicznie. Najpierw trzeba coś pokazać na boisku, a dopiero potem można wymachiwać rękoma do kolegi, że mu źle podał. Uważam, że nie popełniliśmy błędu, rezygnując z Kimury. W to miejsce wzięliśmy Adama Durowicza, który jest wychowankiem Warty, i wiem, że zostawi serce na boisku, bo jest stąd. Na takich piłkarzach chcemy oprzeć zespół. Cieszę się, że trafił do nas Bartosz Pawłowski, który zdecydowanie zwiększył rywalizację na pozycji bramkarza. W poprzedniej rundzie mieliśmy tylko Mateusza Filipowiaka.
Do kadry pukają coraz młodsi piłkarze.
- Jest z nami chociażby Nikodem Fiedosewicz z rocznika 1998. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to właśnie on rozpocznie rundę w wyjściowym składzie na lewej obronie. Zapracował sobie na to w grach kontrolnych. Powiedziałem chłopakom przed sparingami, że każdy startuje z czystą kartą i nie będę brał pod uwagę tego, że ktoś jesienią strzelił dla nas siedem czy osiem goli.
Dostał pan zapewnienie, że budżet Warty jest stabilny i nie będzie wiosną problemów z płaceniem zawodnikom na czas?
- Na tę chwilę wszystko jest zapłacone. Nie chciałbym wchodzić w
buty kogoś, kto dopytuje zarząd o pensję piłkarzy. To nie jest moja rola, od tego jest wiceprezes. Na razie nie mam żadnych sygnałów, że jest coś nie tak. I oby tak pozostało, bo nie mówimy o jakichś kosmicznych pieniądzach. Dobrze, że tak to wygląda jak teraz. Może uda się wynegocjować z panią prezes [Izabellą Łukomską-Pyżalską] jakąś premię za wygrane mecze.