Lech
Poznań w poniedziałek przegrał finał Pucharu Polski z Legią Warszawa, a już w niedzielę zmierzy się w 35. kolejce ligowej z Cracovią. Lechici w trzech ostatnich meczach nie zdobyli bramki, a najbliżej szczęścia w tym spotkaniach był Szymon Pawłowski. W meczu z Lechią Gdańsk (0:0) trafił piłką w poprzeczkę, z kolei w starciu z Legią uderzył w słupek. - Zawsze brakuje tych kilku centymetrów. Czy trzeba powiększyć bramki? Nie, trzeba po prostu lepiej trafiać - komentuje sam zainteresowany.
Kolejorz fatalnymi wynikami w rundzie finałowej sam postawił się w bardzo trudnej sytuacji przed finiszem rozgrywek. Mistrzom Polski realnie zagraża brak kwalifikacji do europejskich pucharów. Lech musi wygrać trzy ostatnie mecze sezonu, by liczyć się w walce o awans do Ligi Europy. - Cóż, nie pozostało nam nic innego jak walczyć o te puchary. Dopóki jest to światełko w tunelu będziemy chcieli wygrywać. Zwycięstwo nad Cracovią przedłuży nasze nadzieje - zapowiada Pawłowski.
Skrzydłowy "Kolejorza" nie ukrywa, że zespół znajduje się w kryzysie. - Jesteśmy w dołku, ale zła passa zawsze kiedyś się kończy. Wierzymy, że przerwiemy ją już w
Krakowie. Szczerze mówiąc, to wolałbym grać brzydko i zdobywać punkty - przyznaje.