Lech
Poznań długo bił głową w mur podczas meczu przeciwko Pogoni
Szczecin. Gospodarze szybko strzelili gola, a później głęboko cofnięci na własną połowę oczekiwali na ataki "Kolejorza". Piłkarzom Macieja Skorży udało się dopiąć swego dopiero w 93. minucie, gdy
piłka po strzale Paulusa Arajuuriego wpadła do siatki. - Przyjechaliśmy tutaj po trzy punkty, ale mamy powód do zadowolenia, bo wreszcie karta się odwróciła. To my strzeliliśmy gola w ostatniej minucie, a nie nam go strzelono. Bierzemy to, co jest, i jedziemy dalej - mówi Dariusz Formella i dodaje: - Pogoń już w drugiej połowie cofnęła się kompletnie i próbowała grać długie
piłki na Robaka i Zwolińskiego. Ciężko było grać przeciwko drużynie, która w jedenastu piłkarzy broni się na swojej połowie. Nie mogliśmy zdobyć bramki po ataku pozycyjnym, udało się po kontrze.
Formella wyszedł na ten mecz w podstawowym składzie, jednak opuścił boisko już w przerwie, gdy zmienił go asystent przy golu Arajuuriego - Gergo Lovrencsics. 19-letni skrzydłowy miał jednak swoje szanse na zdobycie bramki, jak chociażby ta, gdy jego groźny strzał ze skraju pola karnego odbił bramkarz Pogoni. Najwięcej kontrowersji wywołała jednak sytuacja z 21. minuty, gdy Formella padł w polu karnym po kontakcie z Radosławem Janukiewiczem. Sędzia Tomasz Musiał nie dopatrzył się jednak rzutu karnego, a w dodatku ukarał Formellę żółtą kartką za symulowanie faulu. - Widziałem już tę sytuację na wideo i to na pewno nie była łatwa sytuacja dla sędziego. Należał nam się jednak rzut karny. Janukiewicz był rozpędzony, cofnął ręce, ale trącił mnie kolanem. Na pewno nie była to ewidentna "jedenastka", ale jednak byłem faulowany - tłumaczy pomocnik Lecha.