Możdżeń, który latem po wygaśnięciu kontraktu odszedł z Lecha i został piłkarzem Lechii, po raz pierwszy w tym sezonie zagrał w podstawowym składzie gdańskiego klubu. Zajął miejsce na prawej obronie i spisał się na niej dobrze. - Po czerwonej kartce dla Zaura Sadajewa wszystko w tym meczu się zmieniło. Do tego czasu przecież mieliśmy nie jedną, a kilka sytuacji bramkowych. Po zejściu Zaura nie mieliśmy na boisku nikogo, kto przytrzymałby
piłkę z przodu. Cofnęliśmy się mocno i efektem było to, że Lech środkiem w ogóle nie mógł się przedrzeć. I tylko te dośrodkowania... No, było ich mnóstwo - oceniał ten mecz piłkarz Lechii.
Możdżeń mógł doprowadzić do wyrównania na 2:2, bo uderzał piłkę z rzutu wolnego w doliczonym czasie gry. - Co czułem? Nic szczególnego, byłem spokojny. Wiedziałem, że w bramkę trafię. Było trochę za daleko, wolę strzelać, gdy do bramki jest trochę bliżej. "Kotor" miał trochę problemów... Trener Rumak mówił, że lepiej uderzam z drugiej strony i że się nie obawiał? Słyszałem, trochę mnie to zdziwiło (śmiech), ale OK, niech trener tak myśli - uśmiechał się.
Po meczu Możdżeń wyszedł do piłkarzy Lecha, którzy wsiadali do klubowego autobusu. - Możdżu, wsiadaj, odjeżdżamy - żartowali lechici.