- Został tylko jeden mecz. Wygląda na to, że najważniejszy w sezonie - rzekł przed finałem Pucharu Polski w Bydgoszczy lechita Ivan Djurdjević. Temu meczowi podporządkowane było wszystko. W Bydgoszczy można było odnieść wrażenie, że także gra i wyniki Lecha w lidze. Bo na stadionie Zawiszy poznaniacy grali dużo lepiej niż w meczach ekstraklasy, w których trwonili punkty i szansę na obronę mistrzostwa. Zmobilizowani, ruchliwi, zdominowali Legię Warszawa przed przerwą, jakby byli bezdyskusyjnym faworytem.
- Skoro fachowcy uważają, że to my jesteśmy faworytem finału, to ja się nie uchylam przed tą rolą i przyjmuję ją - mówił bez asekuracji trener Jose Bakero i dodał: - Tym meczem możemy upiec trzy pieczenie naraz. Zdobyć puchar, awansować do europejskich pucharów i pokonać odwiecznego rywala, Legię.
Legię, z którą w siedmiu dotychczasowych finałach Lech grał już po raz czwarty i tylko raz jej uległ - w 1980 roku.
W Bydgoszczy obydwa zespoły zmierzyły się po okresie słabej gry w lidze, ale to Lech sprawiał wrażenie zespołu, który umie się z tego kryzysu wyzwolić choć na jeden, szczególny i uroczysty mecz. Zdobył dużą przewagę i to mimo faktu, że Jose Bakero posadził na ławce kreatywnego Semira Stilicia. Grał jednak świetnie Rafał Murawski, który zwyżkę formy sygnalizował już w piątek, w Lubinie. Grali dobrze Jakub Wilk i Siergiej Kriwiec. Lech wykorzystał zwichnięte ostatnio skrzydła, stłamsił Legię, stworzył kilka groźnych sytuacji, wśród których ozdobą były akcje Rafała Murawskiego, w tym długi rajd aż pod bramkę warszawiaków.
Choć poznaniacy wyglądali, jakby chcieli pożreć Legię żywcem, to jednak zdawało się, że znów ucierpią z powodu braku skuteczności. Bynajmniej. Akcje w polu karnym nie dawały rezultatu, więc Dimitrije Injac zdecydował się na strzał, jakie pokazywał w "Kolejorzu" już wcześniej. Trafił idealnie, w górny róg bramki.
Kapitan Lecha Bartosz Bosacki poczuł wtedy zapewne, iż po wygranym losowaniu przed meczem poprosił o zmianę stron. Choć przez to bramkarz Krzysztof Kotorowski miał za plecami cały sektor Legii Warszawa, to jednak istotniejszy wydawał się wiatr podczas tego wyjątkowo zimnego maja (temperatura w Bydgoszczy spadła do zaledwie 4 stopni). I faktycznie podmuch wiatru pomógł zaskoczyć bramkarza Legii. Piękny gol oddalił groźbę, iż Lech, jak zwykle, nic nie zdziała, mimo przewagi nad przeciwnikiem.
- W tym sezonie raz już pokonaliśmy Lecha, a drugi raz go zdominowaliśmy - mówił trener warszawiaków Maciej Skorża. Gdy w Warszawie przeważał Lech, a wygrała Legia, a niedawno w
Poznaniu - odwrotnie.
"Kolejorz" zaraz po przerwie stworzył znakomitą okazję, w której po dośrodkowaniu znakomicie grającego Jakuba Wilka z woleja uderzał Artjoms Rudnevs - nad bramką.
Legia musiała coś zrobić po przerwie, bo przegrywała mecz sromotnie. Musiała odwrócić losy meczu jak wtedy, we wrześniu 2010 r. przy Łazienkowskiej. Pomoc znalazła tam, gdzie Lech - w strzale z dystansu. Piłka odbita jeszcze od Grzegorza Wojtkowiaka wpadła do bramki, a strzelcem gola był Portugalczyk Manu. Było 1:1, a Legia rozochociła się i ruszyła, by wykorzystać nieoczekiwaną okazję. Gdyby Jakub Rzeźniczak pod bramką Lecha strzelał, a nie podawał, poznaniacy by przegrywali.
Wtedy dopiero, 25 min przed końcem, na plac wszedł Stilić. Dotychczasowy dominator w meczu musiał nagle zaczynać wszystko od nowa i jeszcze znosić ataki czujących okazję rywali. W 87. min Kotorowski musiał daleko wybiec z bramki, by przeszkodzić szarżującemu na nią w kontrze Manu, a po rzucie rożnym niezwykłym chwytem jakoś zatrzymał piłkę uderzoną głową przez Michala Hubnika.
Poznaniacy przestali grać, ich przewaga rozwiała się wraz z dymem z odpalonych przez fanów Legii rac. "Kolejorz" zmarnował w ten sposób wszystko, na co tak udanie pracował przez ponad godzinę. W ostatniej minucie Jacek Kiełb miał na nodze piłkę meczową, ale trafił w poprzeczkę.
W dogrywce Legia urządziła kanonadę na bramkę Lecha, ale kilkakrotnie nie trafiła z bliska. Nerwy puszczały graczom, dochodziło do przepychanek i bitew na murawie. Bakero rzucił do boju Tomasza Mikołajczaka i ten w ostatniej minucie pierwszej części dogrywki zmarnował okazję sam na sam z bramkarzem Skabą. Szansę miał też Stilić, ale strzelił za lekko, w rękawice bramkarza. Bój trwał, ale gasnące w oczach zespoły nie miały już dość sił, by go rozstrzygnąć. Doszło do rzutów karnych.
Tu już w pierwszej próbie pomylił się Bartosz Bosacki i tej straty Lech już nie odrobił. Krzysztof Kotorowski, który ratował Lechowi skórę w lipcu, podczas rzutów karnych w meczu z Interem Baku, tym razem nie obronił żadnego strzału.
Tak jak w 1988 r. wygrał z Legią Warszawa w finale rzutami karnymi, tak teraz karnymi przegrał.
Finał Pucharu Polski, Bydgoszcz
Lech Poznań - Legia Warszawa 1:1 (1:1, 1:0) karne 4:5
Bramki : 1:0 Injac (28.), 1:1 Manu (66.)
LECH: Kotorowski - Wojtkowiak Ż, Bosacki Ż, Wołąkiewicz, Henriquez - Injac Ż (67. Stilić), Djurdjević Ż - Kriwiec (103. Mikołajczak), Murawski, Wilk Ż (75. Kiełb) - Rudnevs Ż
LEGIA: Skaba - Wawrzyniak Ż, Choto (76. Cabral), Astiz (46. Komorowski), Rzeźniczak - Borysiuk, Vrdoljak Ż - Rybus (59. Kucharczyk), Radović, Manu - Hubnik Ż
Sędzia: Paweł Gil (Lublin)
Widzów 16,5 tys.
Tak strzelali karne
0:0 Bosacki strzela prawie w środek bramki, Skaba broni.
0:1 Cabral kopie w prawy róg, Kotorowski ląduje w lewym.
1:1 Stilić trafia precyzyjnie w lewy górny róg, Skaba bez szans.
1:2 Komorowski uderza tuż przy lewym słupku, Kotorowski oszukany.
2:2 Rudnevs przymierza w prawy górny róg - nad rękami Skaby.
2:3 Vrdoljak strzela w lewy róg, Kotorowski rzuca się w prawy.
3:3 Mikołajczak w stylu Antonina Panenki! Bardzo ładnie w środek.
3:4 Rzeźniczak kopie w prawy dolny róg, Kotorowski znów zmylony.
4:4 Wołąkiewicz trafia, mimo że Skaba rzucił się w prawy róg, tam, gdzie była piłka.
4:5 Kotorowski "wyczuł" Wawrzyniaka, ale nie sięgnął piłki lecącej w prawy róg.