Stowarzyszenie kibiców Lecha
Poznań ma własną drużynę, która zgłosiła się do amatorskiej B klasy.
Gdy przed miesiącem Jurand Koziegłowy pokonał Wiarę Lecha 4:0, jej kibole skopali prezesa Juranda, a trzech piłkarzy opluli. Reszta z żonami i dziećmi schowała się w szatni, do której ktoś wrzucił petardę.
Stefan Antkowiak, prezes WZPN, zapowiedział, że sprawą zajmie się Wydział Dyscypliny. Wierze Lecha groziła kara finansowa lub nawet zawieszenie licencji, co eliminowałoby drużynę z rozgrywek.
Wydział zdecydował, że WL ma zapłacić 1 tys. zł kary. - Bo taką karę sami zaproponowali - mówi Konrad Napierała z WZPN. I dodaje, że pismo do związku, w którym stowarzyszenie chce dobrowolnie poddać się karze, podpisał członek zarządu WL Marcin Kawka.
- Żaden klub w klasie B nie dostał nigdy tak wysokiej kary - tłumaczy. I przekonuje, że osiągnięty został też cel edukacyjny: - Poddając się karze, Wiara Lecha przyznaje, że nie wszystko w zachowaniu jej kibiców było takie, jak być powinno.
Podczas meczu zapadła się konstrukcja trybun, a blisko 50 krzesełek zostało uszkodzonych. Wiara Lecha w piśmie do administratora stadionu tłumaczyła to "żywiołowym dopingiem".
Ten doping zapamiętali też piłkarze innych drużyn. Na meczu z Orkanem Manieczki kibole Wiary Lecha odpalali race i petardy. Wrzucali je na boisko, zmuszając sędziów do przerywania meczu.
Po tym spotkaniu WZPN nałożył 500 zł kary, ale na... Orkan Manieczki. Bo jako gospodarz meczu z Wiarą Lecha nie zapewnił ochrony. Dariusz Lisiak, prezes Orkanu, tłumaczył, że klub ma ochroniarzy, ale na mecz z Wiarą Lecha bali się założyć kamizelki.
Kibolami, którzy rzucali na boisko race, związek się nie zajął. - Nie mamy pewności, że byli to kibice Wiary Lecha - stwierdził Piotr Hajduk z WZPN.
Kibolami z klasy B nie zajmuje się też
policja, bo mecze, na które przychodzi mniej niż tysiąc kibiców, nie mają charakteru imprezy masowej i w przeciwieństwie do spotkań
Lecha Poznań w ekstraklasie nie obowiązuje na nich zakaz odpalania rac i petard.